W związku z tym, że dzisiaj jeden z najfajowszych dni w ciągu roku, kiedy możemy się objadać pączkami do woli postanowiłem je przygotować. Kiedyś na pewno mówiłem, że cukiernik ze mnie słaby i wolę bawić się w konkretne gotowanie, ale to nie znaczy, że nie będę próbował też zabawy ze słodkościami. Spróbowałem, jak zwykle włożyłem w przygotowania serce i… wyszły 🙂 Może nie tak piękne jak sklepowe, może nie udało mi się zrobić ich z białą obrączką, ale udało mi się zrobić pyszne pączki 🙂 Najważniejsze, że jest smak 🙂 Reszte można dopracować wraz z kolejnymi próbami, których na pewno będę się podejmował w przyszłość i oczywiście się tym pochwalę.
Składniki (ok. 12 pączków):
- 0,5 kg mąki pszennej (najlepiej tortowej)
- 100 g cukru
- 125 g masła
- 250 ml mleka
- 6 żółtek
- 50 g drożdży
- cukier waniliowy
- łyżka spirytusu
- otarta skórka z 1 cytryny
- szczypta soli
- smalec do smażenia (ok. 3 kostek)
- ulubione nadzienie (ja oczywiście użyłem konfitury z róży – najlepsze pączki)
Przygotowanie:
- Drożdże zasypujemy łyżką cukru, rozcieramy i odstawiamy w ciepłe miejsce aż „ruszą”.
- Z żółtek, cukru i cukru waniliowego robimy kogel mogel, potem dodajemy przesianą mąkę.
- Podgrzewamy mleko (powinno być ciepłe – ok. 40 stopni, ale nie gorące, bo „zatrzyma” nam drożdże), część wlewamy do drożdży i mieszamy. Dodajemy drożdżową „miksture” do miski z mąką i żółtkami, i wyrabiamy ciasto dodając stopniowo resztę mleka, skókę z cytryny i spirytus. Kiedy ciasto odchodzi od miski wlewamy roztopione, jeszcze ciepłe (ale nie gorące) masło i ponownie wyrabiamy (powinno być luźne).
- Wyrobione przykrywamy czystą ściereczką, odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia – aż podwoi swoją objętość.
- Na stolnicy podsypanej mąką, rozwałkowujemy ciasto na grubość ok. 1,5 cm i ycinamy ausztycherem\szklanką krążki. Każdy krążek lekko rozpłaszczamy dłonią, nakładamy nadzienie i przykrywamy drugim krążkiem. Dokładnie ściskamy brzegi, żeby dobrze się zlepiły i pączki nie rozpadły się w trakcie smażenia. Wycinamy jeszcze raz pączki ausztycherem\szklanką, żeby miały ładny kształt i odkładamy przykryte ściereczką do ponownego wyrośnięcia.
- Czas na smażenie. Najlepiej robić to w jakimś płaskim rondlu. Rozgrzewamy smalec – kiedy kawałek wrzuconego ciasta wypływa i rumieni się, ale nie pali tzn. że tłuszcz ma odpowiednią temperaturę. Jest to bardzo ważne, bo w innym przypadku pączki spalą się nam na zewnątrz a w środku będą surowe. Smażymy po kilka pączków z jednej strony pod przykryciem, z drugiej strony już bez. Czym przewracać pączki? Najlepiej patyczkiem czy widelcem. Ważna uwaga – nie dodawajmy zimnego tłuszczu, gdy w garnku znajdują się pączki ! Smażymy w zależności od upodobań – ja wolę ciemnobrązowe, ale można też je smażyć na jasno. Wszystko zależy od Was.
- Gotowe pączki wyjmujemy na ręcznik papierowy i pozostawiamy do ostygnięcia. Polewamy lukrem, posypujemy cukrem pudrem – jak najbardziej lubimy. Ja uważam, że najlepsze są z cukrem pudrem – bo nie lubię przesładzać.
Mam nadzieję, że wypróbujecie dziś ten przepis, kto nie chciałby zjeść własnych, domowych pączków w tłusty czwartek? Nawet jak nie do końca wyjdą Wam za pierwszym razem, to nie zrażajcie się – to wcale nie jest takie proste. Najważniejsze to dochodzić do perfekcji.
Smacznego objadania ! 🙂